Przekonań na temat mnie jako osoby niepłodnej, nie mającej szansy na posiadanie dziecka jest całe mnóstwo. Przekonań , które tak naprawdę często nie są nasze i wynikają z przekazów dziadków, rodziców odnośnie rodziny, małżeństwa, roli kobiety w małżeństwie, ale też mężczyzny (bo często problem niepłodności leży po stronie faceta). Czasami podczas niedzielnego, rodzinnego obiadku tak bezmyślnie, zupełnie naturalnie dostajemy od bliskich sterty pytań: „ Jesteście już 5 lat po ślubie, może pomyślelibyście o dziecku?” albo „ Kiedy to w końcu zostaniemy dziadkami? Nasza sąsiadka ma tak wspaniałego wnuczka, też bym chciała już być babcią”. Słysząc takie pytania często czujemy się jak balonik, z którego ktoś spuszcza powietrze, trochę tak jak w czarno-białej animacji w której duży ludzik zmniejsza się i stoi w progu drzwi przez które najchętniej dałby dyla. Przy tym jakże rodzinym stole patrzymy na swojego partnera, wolno i z suchym gardłem przełykając kolejnego ziemniaka. W jednej sekundzie dzieje się w nas cała masa różnokolorowych stanów – chęć zrozumienia potencjalnej babci czy dziadka, ale też poczucie winy, żal, złość, smutek, upokorzenie i miliard myśli w głowie: „Boże czemu tak mam? Czemu padło na mnie? Co mam teraz powiedzieć? Czy się przyznać , że od 4 lat leczymy się w klinice niepłodności? Jestem beznadziejna.” W tym miejscu można wypisać kilka stron myśli, które mamy w swojej głowie- zresztą każda/każdy z Was czytając to może zauważyć to u siebie. Wracamy do domu, po niedzielnym obiedzie u Rodziców i mamy najzwyczajniej w świecie zrąbany wieczór. Jest depresyjnie, marudnie i smutno. Zaczynamy znów się wspierać – on przytula ją, ona płacząc i pogrążając się w myślach wypowiada tym razem wszystkie myśli na głos. Cisza – emocje opadły. Zaczynamy powoli się rozkręcać zajmując głowę czymś innym. To jedna z wielu sytuacji, która obrazuje stan wewnętrzny ludzi starających się o malucha. Sytuacja często się nie zmienia , kolejne próby i transfery kończą się niepowodzeniem, a wraz z nimi poziom naszej nadziei opada, a wzrasta lęk, ambicja i przewrażliwienie w podejściu do kolejnego razu.
Stres gra główne skrzypce – to szatan w planowaniu ciąży.
Co robi? Emocje doprowadzające nas do stresu powodują silne pobudzenie emocjonalne, które naturalnie uruchamia wydzielanie hormonów stresowych. Jakich? Adrenaliny i Noradrenaliny, a te wzbudzone nawet po paru godzinach od zdarzenia – oś stresowa podwzgórze-przysadka-nadnercza, powodują wzrost poziomu kortyzolu. Badania naukowe potwierdzają, że hormony stresu, a zwłaszcza adrenalina wpływają na obniżenie szans na zapłodnienie. Stwierdzono, że w momencie kiedy istnieje podwyższony poziom adrenaliny to fakt ten towarzyszy wzrostowi stężenia w ślinie enzymu trawiennego alfa-amylazy. W badaniach dr Cecilia Pyper wykazała, że kobiety, u których poziom tego enzymu był wyższy, miały kilkakrotnie mniejsze szanse na zajście w ciążę niż te, u których poziom alfa-amylazy był niski.
Zupełnie zrozumiałym jest fakt, że chęć posiadania dziecka jest naturalna, zupełnie naturalne jest to, że podejmowane próby zakończone niepowodzeniem nie są powodem do radości. Jednak łatwo jest zgubić zdrowe granice i wejść w histerię i nadmierną czujność – w stosunku do siebie , do partnera, którego zaczynamy traktować jak wroga gubiąc się w myślach, że pewnie on mimo, że tego nie mówi to oczekuje od nas , że w końcu coś „zaskoczy”. W pewnym momencie zaczynamy działać jak w tunelu pod tytułem „dziecko” i wszystkie aspekty życia zaczynamy pod to podporządkowywać zapominając o relacji – o przyjaźni z partnerem, zapominając o sobie jako wartościowej osobie, która wcale nie musi mieć dziecka aby była wartościowa! Robi w życiu mnóstwo innych rzeczy, które określają ją jako osobę, kobietę, kochankę… Ale nic nie musi robić żeby czuć się wyjątkową. U wielu par to właśnie pewne „odpuszczenie sobie”, pogodzenie się z niemożnością posiadania dzieci, decyzja o adopcji lub zaprzestaniu dalszych starań skutkuje niemal natychmiastowym zajściem w ciążę. Dlaczego? Dlatego, że po przebytej psychologicznej żałobie , która jest skutkiem tej decyzji, następuje rozluźnienie, nie ma parcia – zwyczajnie nadchodzi luz, normalne życie. Natura wyposażyła nas w pewne mechanizmy obronne, które czasem nie pozwalają na spłodzenie potomstwa. Kto według natury poradzi sobie z urodzeniem, utrzymaniem i wychowaniem potomstwa? Czy zmęczona, niestabilna emocjonalnie, rozhisteryzowana, przepracowana para? NIE! Natura oczekuje od nas dojrzałości, spokoju, poczucia własnej wartości i siły. Bo to jest odpowiednio dobre środowisko dla samca i samicy na spłodzenie dziecka i ofiarowania mu tego co najlepsze. Natura będzie chroniła nas przed słabszymi jednostkami i prócz biologii to właśnie kondycja psychiczna jest tym, o co należy dbać. Nieprzyjemne emocje więc nie wzmocnią Cię, one Cię osłabią. Zrozumieć fakt , że może wcale nie zajdę w ciążę i nie będę miał/miała dziecka to najtrudniejsze co może być, ale czy też nie potrzebne dla nas samych? Wyobraź sobie jak to życie może właśnie tak wyglądać? Żyjecie razem, jesteście kochankami, przyjaciółmi, jedziecie na wakacje, macie dom, może psa, kota? Spełniacie się dla siebie nawzajem, poznajecie jak inni radzą sobie z niepłodnością – jak to rozumieją , jak im w tym procesie było.
Przeskoczcie ten moment , wyobraźcie sobie swoje życie jakby tego dziecka miało nie być. To przykre i trzeba dać sobie czas – to nie przyjdzie od razu. Bo przecież to jest pragnienie. Jednak aplikując sobie napięcie szkodzicie sobie , waszej relacji, a tym samym nie pomagacie sobie w staraniach… Odpuścić to znaczy postarać się wyobrazić sobie jak może być bez dziecka, a może jak mogę je mieć inaczej? Przeskoczyć swoje dziecko , wewnętrzne dziecko, które tupie nogą i mówi : „Chce mieć coś swojego, coś z nas, coś naszego, chcę , chcę , chcę” to być może dobry sposób w kierunku dojrzałości, akceptacji siebie, spokoju i być może …..upragnionego malucha. To, że godzisz się z faktem, że możesz nie być matką lub ojcem nie oznacza wcale, że w momencie zaskoczenia i dwóch kresek na teście nie będziesz chciał swojego dziecka – wręcz przeciwnie Ty z niego nie rezygnujesz, nie mówisz , że go nie chcesz – Ty układasz swoje wnętrze i tym samym Ty dajesz mu szansę na dorosłego, zrównoważonego i najlepszego na świecie rodzica.